Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2018

Grzaniec z białego wina.

Zakończyła się świąteczna bieganina. Dla mnie czas spędzony leniwie z najbliższymi. Pod nowym pledem ,       ...  z grzańcem w dłoni ;-) Tuż przed świętami kupiłam kilka butelek białego i czerwonego Grzańca Galicyjskiego. Znacie je? Ja znam i lubię. To niemieckie wino deserowe za wyjątkowy  smak -  wzbogacony   aromatycznymi  przyprawami korzennymi. Świetnie sprawdza się podczas zimowych wieczorów, rozgrzewając i podgrzewając atmosferę. Grzaniec Galicyjski najlepiej smakuje na ciepło - wtedy wydobywa się z  niego  to, co jest w nim najlepsze. Z uwagi na obecność przypraw korzennych, nie przyprawiam go dodatkowo. Wystarczy delikatnie podgrzać i już można rozkoszować się jego niezwykłym smakiem i aromatem.  Kupić białego grzańca nie było łatwo.  Większość sklepów oferuje  grzańce tylko z czerwonego wina. Jeśli nie uda wam się go znaleźć, możecie sami przygotować taki trunek.  Polecam poniższy przepis: Grzaniec z białego wina:   - butelka białego wytrawnego wina

Gwiazda Betlejemska w kielichach.

Do przygotowania dekoracji świątecznych z Gwiazdą Betlejemską w roli głównej zainspirowała mnie Kasia z bloga http://www.twojediy.pl/ . Z  Kasią spotkałam się  dwa lata temu w łódzkiej manufakturze na warsztatach. Zachęcała mnie wtedy, aby w dekoracjach  zimowych wykorzystywać tą wyjątkową roślinę.W tym roku też uległam pokusie i kupiłam kilka sztuk. Tym razem miniaturek.   Gwiazda betlejemska w kielichu. Pomysł, aby stworzyć  dekorację z tym świątecznym kwiatem bardzo mi się podoba. Kolejny rok zaczynam robić pierwsze stroiki już na początku grudnia. Obchodzimy bowiem Andrzejki, imieniny Basi i urodziny starszego syna , które wypadają w "Barbary". Jest to wystarczający powód, aby  dom był już w tym czasie odświętnie ustrojony.  Do dekoracji wykorzystałam Gwiazdę ze sklepu sieciowego i dodatki, które miałam w domu. Zebrałam kilka kielichów - różnej wielkości i kształtu -  i nadałam im nową funkcję - tym razem posłużyły jako osłonka na doniczkę.  Tak

Stare Miasto w Toruniu

Jeśli szukacie miejsca, gdzie można uciec od codziennych obowiązków, od codziennej gonitwy - polecam Stare Miasto w Toruniu. Wystarczy weekend, aby się zresetować. Mi się to ostatnio udało. Uwielbiam miejsca klimatyczne, z historią w tle i   muszę przyznać, że Starówka tego miasta  spełnia te kryteria. Kamienice i wąskie, stare uliczki robią wrażenie. Warto  zaplanować tu długi spacer. Nawet w listopadzie!!! Niech Was  nie zniechęca mróz i wiatr, ponieważ co jakiś czas można rozgrzać się  w przytulnych restauracjach i knajpkach. Wszystkim kobietom polecam "Róże i Zen".      Lokal urządzony dosłownie w korytarzu, ale  dodatki i  malowidła na ścianach powodują, że nie chce się z niego wyjść. "Chleb i Wino" w sąsiedztwie XV - wiecznej kamienicy  polecam z kolei na wieczorne biesiadowanie.   Część lokalu usytuowana jest w piwnicach.   Świetny pomysł - uważam.  Tajemn

Rdza w ogrodzie

Do niedawna rdza kojarzyła mi się ze starymi,  niepotrzebnymi przedmiotami  z metalu. Zmieniło się to w niespodzianie.  Podczas jednej z wizyt w ogrodzie mojej znajomej zauważyłam nowe elementy ozdobne . Muszę przyznać, że dzięki nim udało się Marcie w szybki i prosty sposób zmienić przestrzeń w ogrodzie. Na zdjęciach poniżej widać, jak za pomocą tych rdzawych dekorów podkreśliła charakter rabaty z trawami ozdobnymi. Marta ma to szczęście, że mieszka niedaleko Szkółki Szmit w Pęchcinie.  To tam kupuje  najczęściej  rośliny do swojego ogrodu oraz  zapoznaje się z najnowszymi trendami w architekturze krajobrazu. Tam kupiła te dekoracje. Okazuje  się, że właśnie te rdzawe dekory to najnowszy trend w architekturze  ogrodowej. Odpowiednio dobrane do roślin tworzących rabatę , są niczym wisienka na torcie. Wyglądają ciekawie - prawda?   ---------------------- Więcej tego typu wytworów widziałam na ostatniej  wystawie "Zieleń to życie " w Wa

Ewa Polańska - kobieta malująca igłą i nitką.

Haft krzyżykowy jest jedną z pierwszych technik, które zastosowałam do  tworzeniu mojego rękodzieła. Na początku były to małe aplikacje. Z czasem zaczęłam wyszywać większe obrazy. Jeden z nich pokazałam na blogu kilka lat temu. O tu:   "Majowe słońce" Józefa Mehoffera całe w krzyżykach.     Nie pamiętam, kiedy ostatnio wyszywałam. Ale coś czuję, że to się zmieni.  A to za sprawą spotkania z niezwykłą kobietą.    Podczas folklorystycznego festiwalu, o którym pisałam w poprzednim poście, poznałam panią Ewę Polańską - plastyczkę fotografującą przyrodę . To, co pani Ewa uwieczni aparatem, później poddaje przeróbce i tworzy obrazy malowane igłą i nitką. Podczas naszego spotkania miałam okazję podziwić kolory lasu widziane najpierw w obiektywie jej aparatu . Zobaczcie, jakie stoisko wystawiennicze zorganizowała:         Źródłem jej hafciarskich prac są najczęściej zdjęcia, które zrobiła  podczas swoich krajozna